Widać ją wszędzie – wśród młodych ludzi, jak i tych starszych, w codziennym życiu, jak i w internecie. Najczęściej jednak pozostaje niedostrzeżona, bo przecież mamy wolność słowa, a to wcale nie jest obraźliwe. Tak, jest to mowa nienawiści.
W internecie szerokim echem odbiła się kampania „Stop Mowie Nienawiści” realizowana przez Fundację Batorego w ramach programu Obywatele dla Demokracji. Akcję poparli blogerzy – tattwa.pl, Malvina Pe, Milion i Oliwka. Najwięcej dyskusji wywołał jednak film przygotowany przez jednego ze znanych youtuberów – Krzysztofa Gonciarza.
Silni, a może jednak słabi?
Akcja ma na celu zwrócić uwagę na hejt, na który nastała szczególna „moda”. Temat stał się również bardzo aktualny przez wzgląd na ostatnie wydarzenia polityczne. Mało kto uważa, że wyzwiska nacechowane pejoratywnie i obrażające grupy seksualne, religijne czy też narodowościowe są złe i mogą krzywdzić. Nikt nie zastanawia się nad mocą sprawczą „słów kamieni”, po prostu widząc czyjąś słabość i odmienność niektórzy pragną poczuć się lepsi. Mowa nienawiści weszła w życie codzienne na tyle, że przestajemy postrzegać ją jako coś negatywnego. Pozorujemy się na ludzi otwartych, bo taki powinien być współczesny człowiek, a mimo to coraz mocniej przywiązujemy się do stereotypów, popadamy w uprzedzenia oraz zaściankowość. Wtedy też sięgamy po broń słowną, która nieraz niszczy w sposób bardziej dotkliwy niż agresja fizyczna. Nie wszyscy potrafią radzić sobie z ciągłym prześladowaniem, a efekty nękania często prowadzą do depresji, a nawet samobójstw.
Czy to ma szansę?
Jedno jest niezmienne – społeczeństwo pozostaje obojętne na to zjawisko. Bojąc się ataku lub uważając, że to nas nie dotyczy odwracamy wzrok. W ten sposób utwierdzamy środowisko, że takie działanie jest w porządku.
Chciałoby się zapytać: dokąd zmierzasz świecie, lecz czy samo mówienie na temat negatywnego zjawiska wystarczy? Każdy ma swój własny rozum i mało kogo przekona stwierdzenie – „To jest złe. Tak nie wolno!”. Więc czy da się z tym walczyć? To nie takie proste. Z pewnością można wytyczyć kilka dróg, które mogłyby prowadzić do poprawy, a samo zwrócenie uwagi na bieżący problem powinno być właśnie tym pierwszym krokiem, impulsem do dalszego działania i pobudzenia autorytetów. Jeśli ruszy fala sprzeciwu, być może znajdą się kolejne jednostki, które podążą tą drogą. To swoistego rodzaju efekt domina.
To się rozprzestrzenia!
Mowa nienawiści nie ma swojego źródła wyłącznie w sferze internetowej. Oczywiście łatwiej jest „przykozaczyć w necie” niż obrazić kogoś na ulicy. Pozostając anonimowym w sieci czujemy się pewniejsi, bo kto nas powiąże w realnym życiu z tym, co napisaliśmy. Gdy idziemy ulicą, włącza się w nas hamulec i ograniczamy się np. do krótkiego wyzwiska pod nosem. Jednak coraz więcej osób zgłasza komentarze, posty, strony propagujące nienawiść administratorom. Należy bowiem pamiętać, że zgodnie z art. 256 ust. 1 kodeksu karnego: „Kto […] nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2” oraz z art. 119. § 1. „Kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.
Nie ma jednak nic gorszego niż popadanie z jednej skrajności w drugą. Każdy ma prawo do własnego zdania. To prawda, że nie wszyscy musimy zgadzać się z czyimiś poglądami. Ważne jest to, by z równowagą wypowiadać się o nich i pamiętać o tym, że po drugiej stronie jest człowiek o równych prawach względem ich doboru.